Spotyka się niespodziewanych ludzi, najczęściej pasterzy i rozmaitych freaków
Kiedy się schodzi, niesie się w doliny coś, czego tam nie ma. I należy się tym dzielić, w przeciwnym razie jest to zachłanność i niewdzięczność.
Zdarza się, że pada zasięg.
Zdarza się, że pada śnieg.
Można na siebie spojrzeć ciemnym okiem kołującego po niskim szarym niebie sokoła.
Można obracać godzinami w myślach zasłyszane słowa niczym miejscowy szczur cieszący się zdobyczą.
Są owce, są kozy i są ich ludzie. Zawsze i wszędzie, niezależnie od zakątka świata, biedni, czarniawi i ciekawi przybysza. Palący, pijący.
Idzie się coraz wyżej, ale i tak już całkiem blisko Najwyższego.
A wieczorem można podyskutować z napotkanymi Niemcami, całą czteroosobową hippie rodziną o tym, jak oni rozumieją te góry.
Odkryć, że wszyscy zamierzamy spać w identycznych wyprodukowanych w Niemczech biwaksackach. Z takim samym przebiegiem i identycznie, prawdopodobnie, niezniszczalnych. Ucieszyć się tym odkryciem i widzieć, że oni mają podobnie.
Nie spieszyć się, podbiegi robić dla przyjemności i dziwić się, że starcza sil, mimo ze na barkach 15 kg a w nogach będzie z 50 km. Tak, robić podbiegi na ciężko i zwalniać po paru minutach, bo taki kaprys.
Innego wieczoru wdać się w rozhowory z inną grupą.
Powiedzieć, że niebo, to nad nami, nie jest tym, czym się wydaje.
Poczekać, jak to przyjmą.
Wypalić z nimi jeszcze jednego blunta.
Po czym powtórzyć, że niebo nie jest tym, czym się wydaje. Oczywiście po angielsku.
Czym jest niebo?
Z tym ich zostawić.
Czym jest niebo?
Trawersować popołudniami północne stoki, w których nieodmiennie z odejściem słońca odradza się życie po skwarze.
Cień i jego długie łagodnie wygięte kończyny. Taniec światła i cienia w górach dzień po dniu.
Pod wieczór trzeciego dnia wrócić do świata, wejść prosto spośród krzaczorów pogórza w sam środek osiedla jednakowych domków wypoczynkowych dla zamożniejszych turystów. Pustych białych domków. Pierwsza wiadomość: czteroletni synek przyjaciela leży w klinice w dużym mieście. Badania, dużo przemilczeń, sztuczna wesołość w glosie przyjaciela, kiedy dzwonisz i on próbuje opowiedzieć, co poza tym. Co poza tym?
Myśleć, co powiedziało się spotkanym wędrowcom o niebie. O tym pytaniu, które zawisło miedzy nami. Nie wspomnieć o nim przyjacielowi. Bo jak? Schodząc coraz niżej i niżej, z pochyloną głową, walić w klawisze telefonu, żeby zanotować te wszystkie tajemnice.